Moi bracia nie gadali nic na policji Nawet kiedy rzucano w nich niedopałkiem Na ulicach płoną race tak jak cannabis Ziomy w drodze na odwyk albo terapie Nikt nie potrafi już patrzeć, mimo tak ogromnych źrenic ciężko im zobaczyć prawdę wciąż Też nie umiałem, wiem już co to ból Też nie umiałem, to jak zmiana ról Ciągle zapijam zło wiśnią, dlatego chodzę struty To szansa jedna na milion, albo na milion groupies Znajomi lecą na Jasną, ja piszę że boli głowa I dalej czekam na światło Nie mam fury ale mam jazdę, bo życie to ciągły highway Mi narkotyki zabrały ludzi, zabrały brata, ich pasje I nie dam im nic więcej, laser celuje w serce Nie pytaj czemu odmawiałem, gdy wrzucali EMke Nie pytaj o to jak leci na studiach (nie, nie) Nie pytaj czemu nie kocham podwórka (nie, nie) Nie pytaj mnie o moje cztery kółka I nie pytaj nigdy już o koniec grudnia I nie pytaj czemu się tak często wkurwiam Moi bracia nie gadali nic na policji Nawet kiedy rzucano w nich niedopałkiem Na ulicach płoną race tak jak cannabis Ziomy w drodze na odwyk albo terapie Nikt nie potrafi już patrzeć, mimo tak ogromnych źrenic ciężko im zobaczyć prawdę wciąż Też nie umiałem, wiem już co to ból Też nie umiałem, to jak zmiana ról To miasto pełne fobii, tu grzeją jak na Kobi Mama umyła kiedyś wiadro memu człowiekowi (czemu?) Choć wiem że to nic nie zmieni To mam czasami ochotę po prostu płakać jak fenix (kto?) I zadziałać jak lek, na cały ból no i stres Straciłem zbyt wiele osób na mojej drodzę po czek Widzę dopiero blizny, byłem taki naiwny Muszę zadbać o bliskich, nie skończą tak jak Beksińscy, wiesz? Pół życia żyłem tylko z dnia na dzień Aż w końcu twarz przestała się uśmiechać Patrzyłem w lustro myśląc, że to sen Nie wiem co byłoby, gdyby nie mój lekarz I co by było gdybym nie wziął lekarstw Race tak jak cannabis Na odwyk albo terapie Wiem już co to ból To jak zmiana ról