There is no sea but the sea... There is no land but the land of possibilities Jestem poetą – czujesz? – żyje o wodzie i ogniu Choć to poniekąd coincidentia oppositorum Pustynia zabija bogów; o zmroku robi się zimno Ludzie o krótkim wzroku, dzielą się chlebem i winą Weź wyłącz mnie, bo coś jak kino tnie Tę rzeczywistość, w niej zbiega się wszystko w sens - ej Ja spadam i rozbijam dachy po drodze, jak ptaki chore na odmę I jeśli trzymasz mnie w garści, jestem już martwy jak one Jestem już martwy, bo mogę, odpuszczam walkę o rolę Którą gra każdy, kto stanął na twojej drodze - wiesz? Te wiersze niosą w sobie błędy i skazy Jak my na moment być może się ocierają o prawdy Wywróżę z kraty tej klatki pragnienia wolne od granic Ruchome ściany tych auli - jak mundus imaginallis Nie wierzę w szczere intencje marzeń o świecie ze stali Im mocniej chcemy być nimi, tym bardziej oni są nami - czaisz? Jeszcze jeden krok dalej... Rośnie ocean możliwości, szukaj a znajdziesz Szukaj a znajdziesz Szukaj a znajdziesz Szukaj a znajdziesz Szukaj a znajdziesz Rośnie ocean możliwości, szukaj a znajdziesz Znów chyba mnie mają na oku, jak mają na oku na ogół cię mają już To spojrzenia obce zza oczu, jak ocean mroku, Gdy ściągają na dno - wróć! Się czuję jak rezultat umów, obrócę mozaikę ich trudu w gruz Się czuję jak studium, studium, studium, studium - stój! Ty patrzysz na mnie inaczej, a dystans w oczach to otchłań Z nich trudno wyłowić miarę, bo ktoś głęboko ją schował - aha I wiem, że nie mogę być tobą, ty mną - u progu ramion i dłoni Kończy się wolność stron, ją czasem wolność woli Łamie jak status quo stanowczy ton odmowy Po twoich śladach w głąb - to psychotropy Jak znaki pasaży, za zimne soczewki, Próbuję prowadzić na przekór powierzchni U wybrzeży twarzy jak przybój zza źrenic, Coś mówi ci: "musisz swe życie odmienić" Bo Ja to puste słowo, z nim świat to puste słowo Bez nas to puste słowo, zatacza błędne koło Możesz przechodzić obojętnie obok mnie i siebie Nawet do końca życia, ale to chyba nie przejdzie