Co to jest?
To jest żart albo ćpuńska wizja? Kręci prank durna telewizja?
Tyle lat iść w kierunku wyjścia, żeby wrócić znów do punktu wyjścia?
Co tu robią moje stare ciuchy? Czuję znów jak dotykają skóry
Chociaż sam je wyrzucałem i uwierzyć mi jest łatwiej, że w kaftanie jestem tam gdzie czuby
Czyli stało się? Sfiksowałem, wreszcie mają mnie?
Po co było tak za prawdą leźć? Próbowałem tylko znaleźć sens
I wylałem tu Niagarę łez przemierzając te otchłanie niezbadanych miejsc
Idąc śladem mojej jaźni gdzieś, gdzie odnajdę wreszcie tej wewnętrznej walki kres
Lecz chcę to już wreszcie mieć z głowy, choć nie odejdę spełniony
Już mi jest obojętne kim jestem, wiem, że jestem zmęczony
Móc zamknąć oczy, nawet na siebie, więcej już nie mogę zrobić
Te odpowiedzi, co były mi tlenem, wyssały tlen mi z przepony
Tysiące tych dni i nocy na to jak miotasz się wściekle patrzyłem z tej drugiej strony
Faktycznie długo tu szedłeś, bo wszędzie gdzie dało się zboczyć
Więc nie spotkaliśmy się wcześniej
Ale nareszcie wygląda, że jesteś gotowy
To zaboli cię jak do tej pory nic, więc się szykuj na bombę
Znaleźć prawdę o sobie znaczy wykopać cały syf i rzucić sobie go w mordę
Chyba nie liczyłeś tu na order?
Taki bagaż już ciągniesz, każdą fobię i kompleks
W tym ci nikt nie pomaga, co gorsza robisz to
Bo najwidoczniej do tej pory miałeś za wygodnie
Ojej, znów cię smuci pod numerem koment, chłopie dorośnij
Czy to szczere czy po złości?
Kogo to obchodzi?
Po co wchodzisz tam szukać miłości?
Fanów tylu zbija piątki, ale cały czas każdemu chcesz coś udowodnić
Po co ci te propsy? Za małolata za mało tata cię pochwalił za te parę dobrych stopni, hmm?
Jakiś ty żałosny, może rozpłacz się, zrób cokolwiek, ale zrób coś z tym
Anonimowy typ, co za swoje smutne życie się wyżywa to dla ciebie prawie Elohim
Kiedy skumasz, że nie jesteś tu nikomu nic winien?
Nie licząc paru osób, które na tej swojej długiej, trudnej, wyboistej drodze przegapiłeś
A przegapiłeś je, przegapiłeś je!
Zasłuchany w tę muzykę bliskich miałeś gdzieś
Sam to wszystko osiągałeś, nie? Nie!
Z tyłu zawsze stał support i harował tu dla ciebie na akord
Żeby spełnić to marzenie parę osób siebie usunęło w cień
Taki z ciebie gladiator
"Zawsze tu dawałem maksimum", o proszę jaki Russell Maximus
Nawet nie zaczynaj tych gadek, bo masz tę pasję
A zacznie wyglądać zaraz jak przymus
"Mnie to prawie zabiło", pff, dałeś nabrać się lisom
A jak by to było gdybyś poczytał te umowy
Nie od razu podpisał?
Kto by o to pytał prawnika? Nie ty!
Więc powiedz czy tej reszty CV nie spisałeś sobie sam?
Albo weźmiesz to chłopie i wypłyniesz na powierzchnię
Albo już się przyzwyczajaj do dna
"Do dna?" Świat byś miał gdybyś zechciał
Przyjąć ten wad ciężar i przestał się topić w refleksjach
Przestał się topić w refleksjach, przestał się topić w refleksjach
Przestał się topić w refleksjach, przestał się topić w refleksjach
Przestał się topić w refleksjach, przestał się topić w refleksjach
Przestał się topić w refleksjach, przestał się topić w refleksjach
Поcмотреть все песни артиста