Widzimy się tak od święta, wypijmy za spotkanie Cyknijmy zdjęcie i wyjdźmy jak Kim i Kanye Gdy nie ma opcji uchylenia i się dusisz prawie Sztuką jest dodać powietrza przez przymykanie Ale czasem się przebiera miarka I to się strasznie przebiera jak za premiera - Jarka Familijne spotkania, to bywa niezła Sparta Czasem się sam nie poznajesz, nażarta Cała gawiedź, a ty masz walkę z pawiem I każdy kolejny atak cię pcha na krawędź Pod dywan daje się czasem i lawa zamieść Po czym upadnie nam razem, jak na K2 w zamieć Ja generalnie chłody znoszę słabo Ale te góry lodowe wciąż mi latają nad banią Jak bomby nad Okinawą w 45-tym Kogo obchodzi to, że nie chcę wojny? Nie mam już siły ani czasu na scysje Jadę na misję, kartkę wam przyślę jakąś stąd Księgę zażaleń zostawiłem na krześle Spiszcie je wszystkie nic nie przemilczcie i spalcie ją Czuję lata na karku i poniżej łopatek Ale Vinyasa daje mi się czuć jak nastolatek Nadal się garnę do grania w gry, a zarabiam rapem Wiek mnie dogania tylko, gdy trzeba łamać opłatek Wystarczy parę zdań i tracę apetyt Niestety, trwa to za krótko, by z tego zrobić dietę Parę lat wstecz chciałem opuścić planetę Dziś moi bliscy chcą, bym zmieniał pieluchy chcą to zamiast skarpetek A mnie ciut przeraża codzienność Macki systemu od pierwszych sekund się prężą nad dzieckiem złowieszczo Pięćset z plusem jak krzyż - dla mnie to nie brzmi jak jackpot A wszyscy wokół biorą kredyt na wieczność Z wieścią, że rosną brzuszki dzwonią znajome żony U nas też rosną brzuszki, ale od Toblerone Kto się ośmieli wziąć je za dobry omen Ten zrodzi wojnę jak Paula z Johnem Nie mam już siły ani czasu na scysje Jadę na misję, kartkę wam przyślę jakąś stąd Księgę zażaleń zostawiłem na krześle Spiszcie je wszystkie nic nie przemilczcie i spalcie ją Większości życie tu mija od ósmej do szesnastej Ja życie mijam w przedziale ósemek i szesnastek Moje losowe działania błaga o kwantyzację Lecz prędzej umieranie szarpać moje kwanty zacznie Niewielu spraw jestem pewien jak tej Choć życie lubi rzucić żartem jak Tey Umrę bogaty, albo zdechnę jak bej Z obydwu tras prawdopodobieństwem jestem na "Hej! Kiedy się widzimy?" Chcesz spytać serio o plany mnie, spytaj zeszłej zimy Dziś wgapiam się w reklamy AGD na telebimaach Doradca z banku ma ofertę kredytu A ja uprawiam znów duchową grypserkę jak Bhagawad Gita Kolejny raz widzę na żywca, jak Warszawa zakwita I tylko to mam do zrobienia na cito Życie mnie zaskoczyło zbyt wiele razy Jestem kosmitą, który wraca do bazy dziś Nie mam już siły ani czasu na scysje Jadę na misję, kartkę wam przyślę jakąś stąd Księgę zażaleń zostawiłem na krześle Spiszcie je wszystkie nic nie przemilczcie i spalcie ją