W pochmurną noc samotnik z Providence wyruszył raz niepewnym krokiem prosto w deszcz Choć szczypał się i trwożył się Zanurzył się na palców sześć i ćwierć w sen Ot - Azatoth! Maligny synem jest A w progu też złowrogo czai się Yog-Sothoth lub doktora but Czy to skrzypi gobelin snów czy klepki w podłodze? A kto to wie? W zatoce huczy szkwał A Howard Philips Lovecraft poci się Choć łapie dech, nie trzyma go A z jego ust dobywa się ów dźwięk: R'lyeh, R'lyeh! By Boga w sercu mieć trzeba się wpierw otworzyć nań Lecz jeśli się sposoby zna można otworzyć inną z bram I bożąc się, i trwożąc się - monstrum z bliźniego uczynić Nie przyjdzie zapomnienie Koszmar nie skończy się Widział rybie spojrzenie W innego wbiwszy wzrok