Człowiek się zaczyna gdy musi nocą sam wejść w ciemny las Siema Gural Wchodząc w las słyszę fanfar huk Wokół cisza - milczy nawet sam Pan Bóg Kolumny świątyń zwisają aż znad chmur By nie zszargać nic idę na palcach stóp Pamiętam karnawał na stołach szampan stał Gotów bym zabrał go i potem wlał se w ryj To żadna fucha robić zawrót głów Knapiwo marna twarz no ale także świr Omijam 'Parnas' bar, włażę na śliski głaz Wącham zwykły mech i widzę milion barw Zrobiłem tysiąc salt, jedno wyszło mi A tak się Miszkin śmiał i nie pamiętał nic Ostatni trampka lot wisi wśród koron drzew Obok mam swój dom, jej serdeczny śmiech Wychodzę z lasu zdrów, oddycham pełnią płuc Wokół cisza wciąż - milczy sam Pan Bóg Lazłem miastem w noc, wokół syreni śpiew Rytm mi werbel tłukł, kochana WWA Dzisiaj nie śpię już, długo się biłem w pierś I będę bił się znów, gdy stanie wróg u bram Widziałem ślepy pęd i nadludzki trud By wokół zmienić coś i dziecka uśmiech czuć Tak jak JWP, tak jak DGF, tak jak WCK czy MRPW Żeby prosto żyć i robić wielkie joł Rozpalać płomień serc, siekać szybki szmal Z armią jak HXM Ewenеment stąd przenieść Na inny grunt zamiast pić i kraść Jеstem enfant terrible, ale nie Robespierre Pod krzyżem płonie znicz, krzyż na barkach mam Bonny dał mi bit, scratche zrobił Lem W sumie nie wiem nic, ścieżkę badam sam Widzę grzmotu błysk, przekraczam domu próg Kropli szum - czym jestem wobec nich? Ocean ludzkich trosk i każdy musi pić Więc kto kumpel jest, a kto mój wróg? Wybucha drzewo dziś, jutro się łamie pień Po kiego grzyba, hmm? Się tylko toczy krąg Anielską słychać pieśń i spod skrzydła szkwał Karbuje tafli czerń, ja se kopcę coś Stojąc u brzegu dna, grając drzewny blues O tym że jest jak jest, życie ciężki znój Jeden dureń gdzieś pośród tęgich głów Może zmienić bieg wielkiej rzeki Poranka rześki chłód strąca koszmar precz Wyciska siódmy pot z moich dłoni dwóch Nie czuję wstydu dziś, kiedy patrzę wstecz Bo dobry Bóg widzi te kroki w przód