Rozpacz to jest tylko niecierpliwości forma Ja mam trwać jak świątynia, jakbym dostał taki rozkaz I to jest raczej mądrość, nie kompletna prowizorka Choć to często tak wygląda, zaufanie w pełen spontan A odpowiedź się pokaże w tak zwanym toku zdarzeń Myślę kiedy trawię przełykane z trudem gorzkie żale Cudze albo własne, grudy prawdy które ciążą Ale to szlachetny kamień, nóg łańcuchy mi nie wiążą Choć czasem czuję się jak michael na górze kretynów Sumienie uspokaja mnie, że to mój własny wybór Z wystającą z bagna mordą płakałem 'ty albo żadna' Byłaś potrzebna, pomocna ręka, pomogłaś wzrastać Dałaś się wciągnąć, obrazić godność, zostałem sam Ze swoją spóźnioną wdzięcznością, pokraczny jak Zezłomowany samolot, tania knajpa na poboczu A ja chcę latać znowu, tak, naprawa w toku I dość mam już twoich wspomnień Słodko gorzkich słów Śpij spokojnie Ale bądź gotowy na trud I dość mam już twoich wspomnień Słodko gorzkich słów Śpij spokojnie I bądź gotowy na cud I kiedy wstaję myślę o niej, jakbym czekał na świt Jedyna siła, która tak naprawdę daje mi żyć I tak naprawdę cała reszta jest jak przykry obowiązek To spotkanie to jedyny cel wszystkich moich dążeń To co rośnie za moim nazwiskiem jest dla ciebie Co zbudowałem po drodze, goniąc tę ideę Chciałbym dać, nie porzucić, a złożyć to w ofierze U twoich stóp, wiem, że to ukoi ból, wierzę Górnolotnie? człowieniu, to przyjemnie przyziemne Jak to że czasem klapek, dres i lecę se przez dzielnię O bezpieczeństwie tyle wiem, że cierpi przez materię Lecz kompromis to pewnik kiedy myślę se o gnieździe Po tym co przelazłem nie przeraża mnie ogrom starań I nie czekam na nic, oduczyłem się oczekiwania Zbudzić się, wyjść na szlak, zmęczyć się, zasnąć Z wiarą, że w końcu się znajdziemy, kochana, dobranoc I dość mam już twoich wspomnień Słodko gorzkich słów Śpij spokojnie Ale bądź gotowy na trud I dość mam już twoich wspomnień Słodko gorzkich słów Śpij spokojnie I bądź gotowy na cud