W starej izbie zadymionej kajsi na Filipce Szkroboł palcem pasterziczek na zamarzłej szybce Wiater gzi się, śniegiem wali, a zomiyntów wszędzie Jakoż w biednym kabociczku chodzić po kolędzie Ze żałości wziął do ręki jałowcową szczypkę Taki słowa rył po mału na zamarzłą szybkę Aby wom też przez rok cały nie chybiało chleba Ani monki, ani soli, ani słonka z nieba Abyście też gazdoszkowie wszyscy zdrowi byli A wilije w prziszłym roku w szczyńściu się dożyli Od tej chwile uleciała roków szfarno kupka I została jyny szyba i pusto chałupka Jakżech w lecie na gróniczku o słoneczko pytoł Toch na szybie zadymionej ty słowa przeczytoł W starej izbie zadymionej kajsi na Filipce